polski english français deutsch italiano nederlands

Mieć serce i patrzeć w serce

Rozpoczęła się jesień. Z drzew opadają pożółkłe liście, wieczory są coraz dłuższe, chłodu i wilgoci znacznie więcej. Czas skłania do refleksji, zadumy... nad życiem i przemijaniem.


„Co widzisz ty, która się mną opiekujesz? Kogo widzisz, kiedy na mnie patrzysz? Co myślisz, gdy mnie opuszczasz? I co mówisz, kiedy o mnie opowiadasz?
Najczęściej widzisz starą, nieznośną kobietę, trochę zwariowaną i jej błędny wzrok, który mówi, że nie jest w pełni zdrowych zmysłów. Kobietę, która ślini się podczas jedzenia i nie odzywa się nigdy wtedy, kiedy powinna. Nie przestaje gubić butów i pończoch. Bardziej lub mniej posłusznie pozwala ci podczas mycia i jedzenia robić ze sobą, co chcesz, by tylko wypełnić kolejny długi i smutny dzień.
To jest to, co widzisz!
Ale otwórz szeroko oczy. To nie jestem ja.
Powiem ci, kim jestem.
Jestem ostatnią z dziesięciorga dzieci, co ma matkę i ojca, braci i siostry, którzy się kochają.
Jestem 16-letnią dziewczyną, co ma skrzydła w nogach i marzy, by móc jak najszybciej spotkać swego ukochanego.
Poślubiłam go wreszcie mając 20 lat; do dziś jeszcze moje serce łomocze z radości na samo wspomnienie tego dnia.
Miałam 25 lat i małego synka przy piersi, który wciąż mnie potrzebował.
Miałam 30 lat, a mój synek rósł szybko. Łączyła nas miłość, której nikt nigdy nie rozerwie.
Gdy skończyłam 40 lat, syn wkrótce mnie opuścił. Lecz mąż wciąż był przy moim boku.
Miałam 50 lat, wokół mnie bawiły się dzieciątka. Jak dobrze było znów znaleźć się pośród dzieci. Ja i mój ukochany mąż cieszyliśmy się z wnuków.
Nieoczekiwanie nastały mroczne dni, zabrakło mego męża. Spoglądam z lękiem w przyszłość. Moje dzieci są pochłonięte bez reszty wychowywaniem swego własnego potomstwa.
Z żalem myślę o latach, które minęły bezpowrotnie, i doznanej miłości. Jestem stara. Natura jest okrutna, drwi sobie z przyjścia starości. Ciało mnie zapomina, piękno i siły odeszły na zawsze. A w miarę, jak przybywa mi lat, spostrzegam, że tam, gdzie było serce, znajduje się jedynie kamień.
Ale w tym starym wraku jest jeszcze dziewczyna, której serce płonie bez ustanku. Wspominam me radości, wspominam me cierpienia i czuję, jak wzbierają we mnie siły i uczucia.
Powracam myślą do lat, nazbyt krótkich, co tak szybko odeszły. Zgadzam się na prawo, że nic nie może trwać wiecznie.
Lecz ty, która troszczysz się o mnie, otwórz przynajmniej twe oczy i spójrz uważnie na nieznośną staruszkę… Spójrz lepiej, by móc mnie dostrzec”.
Taki list znaleziono na stoliku starszej kobiety przebywającej w domu starców w dniu jej śmierci. Skierowany był do młodej pielęgniarki, która się nią opiekowała.
Żyją wśród nas, często za ścianą lub nawet z nami pod jednym dachem. Spotykamy ich codziennie – w domu, w kościele, na ulicy, w sklepie. Ze zmarszczkami na twarzy i siwymi włosami, z plecami przygarbionymi pod bagażem trosk, niepokojów, tragedii i tego wszystkiego, czym doświadczyło ich życie. Z trzęsącymi się rękami i nogami odmawiającymi już posłuszeństwa. Jakże często odsunięci na margines życia, pozbawieni prawa głosu, a niekiedy nawet własnego kąta – tułający się od jednego swojego dziecka do drugiego, oddawani do domu starców. Czasami zgorzkniali, zdenerwowani, dokuczliwi – traktowani niekiedy jak przysłowiowe „piąte koło u wozu”, jak nieznośny ciężar, który trzeba tolerować.
Lecz czy jedyne, co im pozostało, to pogodzenie się z losem i oczekiwanie na śmierć? Na to pytanie poniekąd odpowiedziała jedna z Ewangelii czytanych w niedziele września – o robotnikach najmowanych do pracy w różnych porach dnia, którzy otrzymali to samo wynagrodzenie. Różnie interpretowano tę przypowieść. Mnie jednak szczególnie przypadły do serca słowa św. Grzegorza Wielkiego, który porównuje pory dnia do wieku człowieka. I tak ranek oznacza dzieciństwo,
godzina trzecia – lata dorastania,
godzina szósta – wiek dojrzały,
godzina dziewiąta – początek starości, gdy słońce chyli się ku zachodowi,
godzina jedenasta – jest godziną ludzi w bardzo podeszłym już wieku.
O każdej porze i w każdym wieku Bóg powołuje ludzi. Każdy z nich jest potrzebny, każdy ma swoje zadanie, swoją pracę, której nikt inny nie może wykonać, tylko on sam. Tę myśl bardzo pięknie rozwinął Jan Paweł II w adhortacji o powołaniu i misji świeckich w Kościele i świecie, zwracając się do osób starszych: „Macie jeszcze tak wiele do ofiarowania, macie jeszcze tyle do zrobienia, mimo niezrozumienia ze strony egoistycznie nastawionego społeczeństwa. Kościół prosi Was, abyście bogaci doświadczeniem, przekazywali innym wiarę swoją postawą, swoimi słowami; abyście uczyli innych życia zgodnego z Ewangelią i dawali przykład prawdziwej miłości. W sposób szczególny zaś prośba ta dotyczy wspierania nas wszystkich, wspierania całego Kościoła ofiarą Waszej słabości, choroby i cierpienia. Niech nikt z Was nie czuje się zapomniany, opuszczony, niepotrzebny…”.
Nam wszystkim trzeba to zrozumieć. Trzeba, jak mówi poeta, „mieć serce i patrzeć w serce”. Musimy najpierw uczyć się miłości, szacunku, czci dla tych, którzy przekazali nam życie, wychowali, którzy tak wiele dla nas poświęcili. Musimy także coraz bardziej uświadamiać sobie, że jesień życia człowieka nie jest przekleństwem, czasem, w którym nie można już niczego zrobić, lecz kolejnym darem i zadaniem stawianym nam przez Boga.
ks. Adam Sekściński
"Matczyne Królestwo" - Miesięcznik Parafii Macierzyństwa NMP w Dziekanowicach
- Nr 11 (144) 2005 r.




Odwiedzona przez Ciebie strona internetowa korzysta z tzw. cookie. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Zamknij komunikat.