polski english français deutsch italiano nederlands

Stała codzienna modlitwa małżeńska - od dzisiaj!

W kręgu rodziny

Jedność małżonków wyraża się nie tylko w zespoleniu fizycznym. Ta najgłębsza jedność jest możliwa, jeśli małżonkowie łączą się ze sobą duchowo – w modlitwie. „Panie, naucz nas się modlić” – prosili apostołowie. Na to Jezus odpowiedział im: „Ojcze nasz...” – nie „Ojcze mój”, ale „Ojcze nasz”. Zachęcał, aby modlić się razem do naszego wspólnego Ojca.
Wspólna modlitwa wydaje się być taka prosta. Wystarczy stanąć obok siebie i mówić razem do Boga. Tymczasem w małżeństwie często trudno zdobyć się na to wspólne stanięcie przed Panem. Każdy wstaje o innej porze, wieczorem wkrada się zmęczenie, a do tego dochodzi brak chęci do wspólnej modlitwy z powodu nieporozumień i kłótni, co przecież zdarza się wśród ludzi żyjących blisko siebie. I kółko się zamyka, bo bez modlitwy nie ma jedności, a gdy nie przeżywamy jedności, to uciekamy od modlitwy. W niektórych rodzinach zdarzają się tragikomiczne sytuacje, kiedy małżonkowie modlą się odwróceni od siebie, każdy klęcząc przed swoim obrazkiem.
Najtrudniejszą przeszkodą we wspólnej modlitwie jest brak pojednania. Biblia poucza, że należy najpierw pojednać się ze swoim bratem, a dopiero później składać ofiarę Bogu (por. Mt 5,21-25). Bóg odpuszcza nam nasze winy, jeśli Go o to prosimy. A nam tak trudno wybaczyć winowajcy, zwłaszcza temu, który jeszcze niedawno był dla nas najukochańszy. Czy możemy coś zrobić, aby pokonać tę przeszkodę? Jednym ze sposobów jest wprowadzenie zwyczaju stałej, codziennej modlitwy małżeńskiej i bycie wiernym temu postanowieniu. Ten stały zwyczaj wspólnej regularnej modlitwy może bardzo pomóc w pogłębieniu relacji i z Bogiem, i ze sobą wzajemnie. On mobilizuje do pojednania, bo – jak pisał św. Paweł w liście do Efezjan – „niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce!”. Im szybciej ten zwyczaj wprowadzimy, tym lepiej. Bo modlitwa, tak samo jak miłość, potrzebuje czasu, by stać się dojrzałą.
Razem uniżając się przed Panem, naszym Stwórcą i Zbawicielem, łatwiej przychodzi przyjąć postawę uniżenia i pokory wobec siebie samych. Jesteśmy powołani do miłości i do tego się zobowiązaliśmy przysięgą małżeńską. A miłość małżeńska to, między innymi, pozytywne spojrzenie na współmałżonka, także wtedy, gdy zrobi coś nie po naszej myśli. Miłość to bezinteresowne okazywanie względów drugiej osobie, niezależnie od tego, czy nasza dobroć zostanie odwzajemniona. Miłość to nawracanie, ale nie współmałżonka, tylko samego siebie, mimo że łatwiej zobaczyć cudze niż własne błędy. W końcu miłość to nieustanne wybaczanie drugiemu, to bezwarunkowe darowanie winy małżonkowi, bez powracania do spraw z przeszłości.
Matka Teresa z Kalkuty zauważyła, że miłość jest ściśle związana z wiarą w Boga, bo twórcą prawdziwej miłości jest Bóg. Natomiast wiara rozwija się na modlitwie. Tę myśl Matka Teresa zapisywała na odwrocie obrazków, które rozdawała wielu ludziom. Brzmi ona dokładnie tak: „Owocem ciszy jest modlitwa. Owocem modlitwy jest miłość. Owocem miłości jest służba. Owocem służby jest pokój”. Taka jest kolejność najważniejszych spraw.
Jeśli pragniesz małżeńskiej miłości, zacznij się modlić, nie tylko indywidualnie – także razem ze współmałżonkiem. Nie czekaj na przypływ poczucia jedności, nie zwlekaj. Podejmij decyzję i zaproponuj wspólną modlitwę. Na początek wystarczy „Ojcze nasz...”. Jeśli zależy ci na miłości w rodzinie, zaproś do wspólnej modlitwy dzieci, już od najmłodszych lat. Doświadczenie uczy, że jeśli w modlitwę wprowadzimy swoje dzieci, to one później same będą przypominać, aby w momentach kryzysu nie rezygnować z modlitwy, ale ją wzmóc.

Sylwester Szefer

"Matczyne Królestwo" - Miesięcznik Parafii Macierzyństwa NMP w Dziekanowicach
- Nr 1 (146) 2006 r.




Odwiedzona przez Ciebie strona internetowa korzysta z tzw. cookie. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Zamknij komunikat.