Kościół wobec wojen i totalitaryzmów
Wiek XIX pozostawił w spadku mocno zlaicyzowany świat. Szczególnie wyraźnie było to widać w państwach europejskich. Mimo, że większość z nich zachowała pozory poprawnych stosunków państwo - Kościół (udział władz w uroczystościach religijnych, akcenty religijne w życiu społecznym), to jednak generalnie polityka była daleka od jakiegokolwiek względu religijnego. Dotyczyło to zarówno polityki wewnętrznej jak i zewnętrznej. Nie liczono się z ponawianymi wskazaniami moralnymi Kościoła, co do organizacji życia społecznego i gospodarczego. Arenę zaś międzynarodową zdominował militarystyczny egoizm poszczególnych państw.
Dążenie do powiększenia potęgi własnego państwa za wszelką cenę, także za cenę agresji na inne państwo, do-prowadziło do wybuchu wojny, którą nazwano światową. Dla Europejczyków początku XX wieku było to zjawisko nowe. Żadna dotychczasowa wojna nie niosła ze sobą takich zniszczeń i nie miała takiego zasięgu. Nigdy też nie stosowano tak powszechnie gwałtu wobec ludności cywilnej. Dlatego wojnę tę nazwano światową lub wielką, aby podkreślić jej grozę.
Kościół stanął wobec problemu oceny tej wojny. Ocena ta była bardzo trudna. Przeciw sobie stawały bowiem narody chrześcijańskie. Co więcej katolicy walczyli przeciw katolikom, a równocześnie stawali ramię w ramię z innowiercami. Najlepiej ilustruje to los naszego narodu. Polacy wcielani do armii państw zaborczych walczyli przeciw sobie. Trudno było też powiedzieć dla kogo wojna ta jest obronną, a kto jest agresorem. Role zmieniały się. Sojusze wymuszały obronę i atak nie zawsze w swoim interesie. Polityka zdecydowanie zepchnęła moralność na drugi plan. Nikt nie miał skrupułów broniąc interesów swego państwa lub atakując, aby ten interes zabezpieczyć.
W kilkanaście dni po wybuchu pierwszej wojny światowej zmarł święty papież Pius X. Na jego miejsce wybrano Benedykta XV. Wojna przypadła w całości na czas jego pontyfikatu, zmarł bowiem w 1922 roku. Papież ten od początku z wielką konsekwencją wołał o pokój i nie pozwolił się postawić po żadnej stronie. Trudna to była neutralność. Nigdy jednak papież nie poparł żadnego z walczących sojuszów. Jego energia skupiała się na szukaniu sposobów ulżenia w cierpieniach ludności cywilnej. Dlatego z wielką gorliwością zaangażował się w akcję humanitarną. Starał się też znaleźć sposób na nakłonienie walczących stron do negocjacji. Niejednokrotnie proponował pomoc watykańskiej dyplomacji w nawiązaniu rozmów ponad frontami. Te propozycje spotykały się jednak z obojętnością, a nawet były niekiedy powodem do oskarżania papieża o stronniczość. Co najdziwniejsze oskarżenia te padały z obu stron frontu.
Zakończenie działań wojennych niosło nadzieję na przywrócenie trwałego pokoju. Wobec zbliżających się rokowań pokojowych papież podkreślał konieczność wzmocnienia podstaw moralnych pokoju na kontynencie. Głosy te nie zostały wysłuchane i Europa miała się już wkrótce o skutkach takiej postawy przekonać. Wobec Benedykta XV uczyniono jeszcze wymowny gest złej woli odmawiając udziału jego przedstawicielowi w powojennym kongresie pokojowym. Decyzja ta zapadła pod wpływem Włoch, które obawiały się podniesienia sprawy Państwa Kościelnego. Rozpoczynała się nowa epoka. Pokój został zagwarantowany. Na mapę Europy wróciły, bądź też na niej pojawiły się nowe państwa, między innymi Rzeczpospolita Polska. Państwa, które wojnę przegrały zostały upokorzone przez zwycięzców zarówno pozwoleniem na rozpad (tak Monarchia Austrowęgierska), jak i wysokimi kontrybucjami wojennymi (tak Niemcy). Nie zmieniła się jednak filozofia myślenia społecznego w Europie. Nawet można powiedzieć, że to, co doprowadziło do pierwszej wojny, otrzymało nową pożywkę po jej zakończeniu. Militaryzm nie zmniejszył się, ale powiększył. Antagonizmy między państwami nie zostały zniwelowane. Nacjonalizm został wzmocniony przez poczucie krzywdy u przegranych i dumę zwycięstwa u tryumfatorów. Wobec takiego obrotu sprawy wołanie Benedykta XV o odnowę moralną było głosem na puszczy. Doszedł jeszcze jeden nowy czynnik kształtujący atmosferę w Europie, także w dziedzinie religii. Od 1917 roku istniało pierwsze państwo, które postanowiło siłą rewolucji wcielać w życie idee socjalistyczne. Socjalizm od czasu swego wykrystalizowania się w czasie Wiosny Ludów miał zdecydowanie antyreligijne oblicze. Nie dziwi więc fakt, że został on też szybko napiętnowany przez Kościół, jako doktryna wroga wierze. Uczyniono to najpierw w Syllabusie z 1864 i potem konsekwentnie powtarzano. Rosja Sowiecka od swego początku dostarczała obficie argumentów, aby traktować ją jako państwo antychrześcijańskie. Stąd nie dziwią zdecydowane wypowiedzi Piusa XI (1937), czy też Świętego Officium (1949). Komunizm nigdy nie znalazł poparcia w oczach Kościoła. Gdziekolwiek komunizm dotarł, Kościół, czy raczej Kościoły, bo ze wszystkimi wyznaniami obchodził się on okrutnie, były przez niego traktowane jako wróg. Papież i lokalne episkopaty starały się na ile to było możliwe ułożyć z władzami jakiś modus vivendi (np. w Polsce 1950 r.), jednakże te wysiłki były zazwyczaj mało owocne. Państwa komunistyczne lekceważyły podpisane porozumienia i działały na zasadzie przemocy wobec Kościołów.
Jednakże do czasu drugiej wojny światowej komunizm nie dotknął w szerszej mierze Kościoła katolickiego. Kościół doświadczył najpierw przemocy ze strony drugiego wielkiego totalitaryzmu XX-to wiecznego - faszyzmu. Najpierw przyszło się z nim zmagać Kościołowi we Włoszech. Początkowo nowy ustrój wydawał się jedynie mieszczańskim ruchem porządku społecznego. Dlatego papież Pius XI bez nie zawahał się podpisać nowy układ z Państwem Włoskim rządzonym przez Mussoliniego. Wkrótce jednak okazać się miało, że to, co uważano za przywrócenie krajowi porządku i podniesienie go z gospodarczej zapaści, stało się tylko pierwszym krokiem do dyktatury i wojny. Gdy to oblicze faszyzmu wyszło na jaw Kościół potępił faszyzm włoski (1931). To potępienie potem ponawiano. Jednakże władza państwowa we Włoszech przestała się z Kościołem liczyć. Całkowicie zignorowała więc papieskie nawoływania o zaniechanie przystąpienia do wojny.
W Niemczech, ojczyźnie nazizmu, sytuacja pod koniec lat dwudziestych i na początku trzydziestych była od strony gospodarczej katastrofalna. Kryzys groził rewolucją, a podsycany poczuciem krzywdy nacjonalizm pchał całe rzesze ludzi, w tym katolików, w objęcia partii mocnych ludzi - NSDAP. Oczekiwano od Hitlera pracy i poprawy sytuacji. Tak rzeczywiście się stało. Wkrótce po jego dojściu do władzy rozpoczął się wzrost gospodarczy. Jednak po drodze dokonano w Niemczech zamachu stanu w obliczu prawa. Partia nazistowska, która legalnie wygrała wybory powszechne, uzyskała prawo do wprowadzenia dyktatury. Wydawało się to konieczne, aby położyć kres anarchii. Jednakże taka władza w rękach szaleńca stała się początkiem pożaru Europy.
Postawa Kościoła wobec niemieckich nazistów budzi do dziś wiele kontrowersji. Wiadomo bowiem, że za Hitlerem opowiadała się znakomita większość narodu niemieckiego, w tym niemieccy katolicy. Stolica Apostolska także długo zwlekała z potępieniem Hitlera, który umiejętnie grał nutą obrony chrześcijaństwa przed zagrożeniem komunizmu. Dopiero w roku 1937 papież Pius XI w encyklice Mit bremender Sorge wypowiedział zdecydowany sprzeciw Kościoła wobec ideologii nazistowskiej.
To oczywiście nie zatrzymało machiny przygotowanej już przez Hitlera. Wojna wybuchła mimo, że nowo wybrany papież Pius XII tak bardzo zabiegał, aby uchronić Europę od tego kataklizmu. Armia niemiecka kroczyła niosąc śmierć i zniszczenie. Terror wprowadzany przez nią niszczył wszelki opór. Kościół na terenach zajętych przez Niemcy był traktowany tak, jak traktowano dany naród. Nigdzie jednak nie mógł oficjalnie dokonać czegokolwiek przeciw nowym władcom. Pozostało mu cierpieć i czekać. Gdy zaś działał ruch oporu, tak jak w Polsce czy we Francji, Kościół angażował się weń.
Ks. Jerzy Czerwień.
"Matczyne Królestwo" - Miesięcznik Parafii Macierzyństwa NMP w Dziekanowicach - Nr 1(110) 2003 r.